sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 10 "Nim rozkwitną kwiaty"

Minął rok od wyjazdu Dragneela z Magnolii. Codziennie pisałam listy do niego, lecz największym problemem było to, iż nie wiedziałam gdzie je wysłać. Wszyscy w gildii bardzo się zmienili, Erza stała się jeszcze bardziej poważna lecz nadal walczyła z Juvią. Gray przez kilka miesięcy chodził jakiś przybity, nie wiadomo z jakiego powodu. Może po prostu brakowało mu Salamandra i ich ciągłych bójek? Chociaż, po tym czasie on i Gajeel zaczęli się tłuc.
Za każdym razem kiedy wchodziłam do gildii po jakąś misję..nie mogłam zaakceptować tych zmian.
Czułam się dziwnie, a za razem byłam szczęśliwa ponieważ nikt prócz mnie nie smucił się tak długo.
Każdy z nas zmienił się na swój sposób prócz Mirajane, Wendy i Naomi które cały czas były uśmiechnięte i skore do pomocy innym. Co dziwne młodsza siostra malinowowłosego  nic, a nic się nie zmieniając była taka sama jak przed jego odejściem. Może dlatego, że wiedziała o wszystkim od samego początku? A może po prostu zawsze taka była? Co jak co ale każdy mógł na niej polegać, dziewczynka stała się nawet magiem klasy S! Co zaskakujące ponieważ trenowała z Mistrzem na osobności i on sam wyznaczył jej takie miano podczas kontrolowania jej magicznej energii. Nikt nie miał pojęcia jak przebiegał ten trening, lecz kiedy dziadek razem z dziewczynką wrócili do gildii widać było po nim, że wykorzystał bardzo dużo energii magicznej. Naomi nawet się nie zmęczyła, to było wręcz widać od początku iż jest na zupełnie innym poziomie niż my.

Dziś był już trzydziesty grudnia, już po jutrze nowy rok. Gildia planowała urządzić jakieś duże przyjęcie podobne do Fantasi ale po wielu namowach Wendy oraz Nao zdecydowali się na skromne przyjęcie u nas. Cieszył mnie ten fakt, ponieważ mogliśmy ten czas spędzić razem jak prawdziwa rodzina.. Właśnie! Nie powiedziałam nic o Black Blood prawda? Ale ze mnie głupiutki człowieczek.
Otóż "krwiści" jak to ich nazywaliśmy nigdy więcej się nie odezwali, zaś po ulicach naszego miasteczka można było spotkać maga od którego czuć było potworną magiczna moc. Nigdy nie zaatakował, był raczej spokojny. Zawsze chodził sam i do nikogo się nie odzywał, no może do sprzedawców na targu ale to raczej chodziło o prowiant. Mistrz kazał mi go sprawdzić, ponieważ jako jedyna gildia w Magnolii nie możemy pozwolić na kolejny atak demonów, których wtedy pewnie nie pokonaliśmy. Z Tartarosem mieliśmy potworne problemy, a co dopiero z nimi? Skoro magia tych stworów była nieznana? Ponoć dziadek uważał iż mogła to być tylko iluzja, a oni knują coś w podziemiach. Chłopak o śnieżnobiałych włosach, oraz o dziwnych kolorach oczu ostatnio zaczął zwiedzać? Tak zwiedzać okolicę i to w dość dziwny sposób. Biegał pomiędzy budynkami w czarnym płaszczu jakby się chowając przed strażnikami, ale to nie jest w tym najbardziej dziwne.
On nawet nie był poszukiwany, a strażnicy kiedy tylko go zobaczyli od razu się chowali i wystawiali bronie przed siebie. Dziwne, prawda? Ja byłam poszukiwana, ale z tego co wiem Pierwsza której ciało już mógł zobaczyć każdy oraz Makarov załatwili sprawę z Laharem i jedenastką świętych magów.
Akurat stałam przed drzwiami od mojego lokum i kiedy już miałam je otwierać usłyszałam znajomy głos. -Witaj, Lucy Heartfilio. -Śnieżyca nie była w stanie zakryć wyrazu twarzy jaki znajdował się teraz na okropnej mordzie Shunmukiego. Tak dokładnie, ten białowłosy chłopak mnie znał.
Poznaliśmy się przez przypadek kiedy go obserwowałam, ale co dziwne on wiedział kim jestem, ile mam lat, z kąt pochodzę, kim byli moi rodzice oraz do jakiej gildii należę. Odwróciłam się na pięcie i z morderczym wyrazem twarzy spojrzałam wprost w zielone tęczówki chłopaka.
-Czego chcesz, Rou? -Momentalnie jego oczy zniknęły z zasięgu mojego wzroku, na twarzy pojawiła się czerwona blizna spływająca z jego lewego oka, a zazwyczaj schowana dłoń u prawej ręki wystawiła się w moją stronę, oczywiście miała towarzystwo. Był to srebrny nóż.. Chyba wiem co się święci. Ustałam spokojnie i złapałam się lewą dłonią za bok z szatańskim uśmiechem.
-Przyszedłem po zemstę..-Momentalnie rzucił się na mnie, ale moje pole ochronne które aktywowałam nie dało mu dojścia do mnie. O jaką zemstę mu chodziło? Nic w ciągu tego roku złego nie zrobiłam, ja tylko trenowałam i uczyłam się zaklęć nic więcej. Postanowiłam, że zapytam.
-Zemstę? Wyjaśnij dokładniej inaczej nie będziemy walczyć. -Wiedziałam, że chce walki więc musiałam go jakoś hm.. podkusić? Tak czy inaczej wyjęłam lizaka z moich spodenek i włożyłam go do ust, w ramach mojej ignorancji. Tak stałam się bardziej nieprzyjazna przez ten czas.
-Twoja matka Layla, zabiła moją.. ze względu na naszego ojca. -Co to miało do cholery znaczyć naszego? On na pewno zna mojego prawdziwego tatę ! Ale to teraz nie ważne...
-Moja matka nie zrobiłaby czegoś tak okrutnego, ale mam do Ciebie pytanie. Kim jest nasz ojciec?-Zapytałam na spokojnie, nie mogłam przecież pokazać że wierzę mu w słowa dotyczące mojej rodzicielki. Wychodzi także na to, że nasz ojciec był potwornym kawalarzem i zabawił się nie tylko z moją matką ale także z jego. Miałam ochotę przemeblować twarz własnemu ojcu, ale czy to aktualnie możliwe? Nie.
-Najwyraźniej nie znasz swojej matki, w sumie nie dziwię Ci się. Nawet ojca nie znam i wątpię iż kiedykolwiek go poznamy.. znaczy ja bo twoja osoba zaraz tu zginie! -Po raz kolejny rzucił się na mnie, cóż za udręka ehh.. Kiedy tylko bariera zniknęła, a ja odsunęłam się w prawo chłopak nie mając pojęcia o sytuacji w jakiej się znalazł, po prostu uderzył w ścianę z maksymalną prędkością.
-Nadal chcesz ze mną walczyć.. oniiisan?-Specjalnie przeciągnęłam samogłoskę i. Wyraz na jego roztrzaskanej twarzyczce był boski, krew sączyła się wąskim strumieniem aż do szyi. Ahh cudny widok. -Lucy! Opanuj się! Tracisz nad sobą panowanie! -Moje drugie sumienie rozpoczęło walkę, o zachowanie równowagi w moim mózgu jak i w moich umiejętnościach. Złapałam się za głowę, a po chwili upadłam za ziemię.. kolor oczu zmieniał się powoli na czerwony bez źrenic, me długie złote włosy zaczęły potwornie falować jak na wodzie, przez co wyglądały jak macki ośmiornicy. Sukienka dotąd czarna zaczęła się zmieniać w coś bardziej obcisłego.. mam na myśli krótkie czarne spodenki które były lekko za krótkie przez co było mi widać pośladki. Jedyne co jeszcze miałam na sobie to koszulka przypominająca stanik także koloru czarnego. Jedyne co pozostało z mojego codziennego ubioru to był mój pasek z magicznymi kluczami. Przez chwilę widziałam w jego oczach strach, lecz po chwili przerodził się on w pełen złości wzrok. Wstał, otrzepał się i stojąc ze spuszczoną głową w dół wymówił zaklęcie. -Qwaser! -Nagle w jego lewej dłoni pojawiła się długa lanca. Jakiej magi on używa?!
Ból głowy nie przechodził, coraz bardziej widziałam ciemność.. Nagle poczułam przypływającą magiczną energię, która wręcz wylewała się z mojego ciała i przybierała formę smoczych skrzydeł jak i długiego ogona. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak rzucił się na mnie ze swoją magiczną bronią i zaatakował na tyle silnie aby wbić mnie w ziemię. Sama nie byłam w stanie poruszać się, to wina za dużej mocy magicznej. Moje ciało powoli tego nie wytrzymuje.
Wstałam lekko się gibiąc, postanowiłam że bez względu na to co się stanie nie mogę mu pozwolić na moją śmierć. Obiecałam, że będę czekać na Salamandra więc nie mogę dać się pokonać.
Uśmiechnęłam się zabójczo, a pieczęć którą miałam na brzuchu nagle zniknęła. Być może to ona dawała mi tak ogromną siłę. Sama nawet nie wiedziałam, iż moje ciało samo się poruszało i atakowało mojego przyrodniego brata. Mogłam tylko patrzeć i przewidywać następne ruchy, co nie było zbytnio przyjemne. Chłopak coraz szybciej podmieniał bronie, a moje pięści przyśpieszały kroku i coraz bardziej obijały mu śliczną twarzyczkę. Wypadła mu broń, więc to była okazja, podskoczyłam w górę i z impetem wykopnęłam śnieżnowłosego na pole za gildią. Był to całkiem spory kawałek drogi, ale dla mnie to nic prawda? W ciągu kilku sekund znalazłam się na polu i zaśmiałam się, a oczy jeszcze bardziej się mieniły. Moja dusza pragnęła krwi, moje usta pragnęły smaku jego mięsa, a moje oczy pragnęły widoku jak bardzo cierpi. Momentalnie rzuciłam się na jego kruche ciałko, a moje paznokcie wydłużyły się i przecięły mu napakowaną klatkę piersiową tak bardzo, że krew która dotąd spokojnie płynęła sobie jego żyłami i tętnicami, nagle zaczęła tryskać na wszystkie strony robiąc przy tym potwornie wielką kałużę.
Sprawiało mu to ogromny ból, moje drugie sumienie płakało razem ze mną, ale moje ciało za nic w świecie nie chciało się mnie posłuchać. Krzyczał, a z jego oczu kapały łzy.. łzy których tak bardzo nienawidziłam.. to właśnie one przypominały mi o chłopaku w łuskowatym szaliku, który ode mnie odszedł.. chciałam zapomnieć i żyć dalej, ale nie mogłam.
-Czym ty jesteś, potworze!-Wykrzyczał braciszek dusząc się krwią, która napływała mu do ust. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, jedyne co mogła robić w tej chwili było przyglądanie się jak cierpi. -Lucy nie możesz pozwolić, aby ten demon przejął nad tobą kontrolę!-Moje drugie sumienie..jest bardziej inteligentne od samej mnie. Racja! Co Zeref mógłby zrobić jak naznaczyć kogoś pieczęcią demona albo zamienić go w niego? Teraz już byłam pewna, że zrobił coś w tym guście.  Zaczęłam płakać i krzyczeć, biłam się z moją złą osobowością myślami.. aż doszło do tego, że z oczy postaci demona zaczęły spływać setki słonych łez. Kiedy potwór przestał dręczyć braciszka, który już powoli się wykrwawiał ja przejęłam inicjatywę i łącząc moc pieczęci z moją magiczną mocą Gwiezdnego Maga powróciłam do normalności. Teraz już siedziałam koło braciszka..naga jak ją pan bóg stworzył! -Kyaa!-Wykrzyczałam na tyle głośno, żeby z gildii wybiegło kilka osób. Była to Naomi, Gray oraz Erza Scarlet. Ich miny świadczyły same za siebie, po prostu bali się mnie. Ja też się bałam, w tej chwili spojrzałam na chłopaka który był blady jak trup.
Zemdlał, poznałam po tym iż jego klatka nadal pięła się w górę oraz dół a oczy miał przykryte powiekami. Tytania oraz Fullbuster mając zimną krew podnieśli chłopaka i szybkim ruchem pobiegli do skrzydła szpitalnego Wendy Marvell, bądź co bądź powinien zostać wyleczony.
-Co tu się stało?-Zapytała mała Nao siadając koło mnie z kulistym lizakiem w ustach.
-Moja pieczęć się aktywowała..prawie zabiłam własnego brata..Naomi pomóż mi.-W ten oto sposób moja depresja powróciła, po raz kolejny stałam się wrakiem człowieka i przyjaciele przez to musieli się mną zająć. Jestem potworem, który zasługuje na śmierć.

~Natsu
W ciągu tego roku zdążyłem zwiedzić ponad dwieście miast w całym Fiore, odwiedziłem nawet stolicę. Dużo trenowałem i sądzę, że nadszedł czas abym powrócił do gildii.
Przez całą swoją podróż poszukiwałem jakichkolwiek ksiąg o pieczęciach, oraz szukałem informacji o magii Smoczych Zabójców. Przeszukałem chyba każdy targ oraz każdą bibliotekę w mieście, ale jedyne co znalazłem to informacja o demonicznej pieczęci Zerefa w jednej z ksiąg.
Połowa tekstu była nieczytelna, a druga połowa zawierała znaki o których nic nie wiedziałem.
Dobrze, że chociaż wiem o tej pieczęci, sam mam jedną na sobie o podobnej formie, która pojawiła się na moim prawym ramieniu podczas treningu. Była w kształcie smoka którego ogon okrążał moją rękę. Aby nikt tego nie zauważył, założyłem na to bandaż. Co do mojej zmiany..to mogę jedynie powiedzieć, że jestem troszkę poważniejszy. Nabawiłem się jeszcze kilku blizn na brzuchu jak i jednej na twarzy, ale nie było to spowodowane z walką z prawem czy też atakami małych podrzędnych mrocznych gildii. Powodem tego były moje ostre treningi, nawet się nie skapnąłem iż schudłem coś około dwudziestu kilogramów. W każdym razie zbliżałem się do Magnolii, wędrowałem spokojnie przez las i przyglądałem się słońcu którego światło przebijało się przez melancholijną ciszę gałęzi drzew. Postanowiłem, że trochę odpocznę i coś przekąszę w końcu wędrowałem już dobre dwa tygodnie bez żadnej przerwy, nogi same się pode mną uginały.
Rozejrzałem się, nie było żadnego człowieka same zwierzęta. Króliki z młodymi, jelenie oraz sarny, nawet kilka dzików które bez ataku kogoś z zewnątrz same z siebie nie zaatakują w odwecie.
Usiadłem i zdjąłem z siebie poszarpaną pelerynę po czym zajrzałem do plecaka w którym był całkiem przyzwoicie spakowany mój posiłek. Kupiłem go dziś rano na jednym z bazarów w małej wiosce Okata koło mojego miasta. Po skosztowaniu prowiantu który smakował strasznie dobrze ułożyłem się na plecach i zacząłem podziwiać piękno natury. Chmury na niebie, które miały różnorodne kształty, zwierzęta które żyły swoim życiem nie zważając na miejski gwar....
To było piękne, nigdy się tak nie czułem. Chciałem tu zamieszkać, ale obiecałem Lucy że do niej wrócę najszybciej jak tylko będę mógł. Dotrzymam mojej obietnicy. Wstałem i otrzepując się z mrówek które znalazły sobie miejsce na moich nogach, założyłem swój plecak, a pelerynę schowałem do niego. Było mi po prostu za ciepło, pomimo tego iż spokojny wiatr cały czas mnie otulał. Nagle coś poczułem, to była potężna czarna magiczna energia. Obejrzałem się dookoła, ale nic nie zobaczyłem. -Wyłaź, wiem że gdzieś tu jesteś. -Tym razem nie pozwolę się zaskoczyć, magia której używała ta osoba była potężna. Co więcej przeczuwam, że mag ten jest magiem klasy SS.
-Już myślałam, że mnie nie wyczujesz Salamandrze. -Kimkolwiek jest ta osoba, pokonam ją.
Zza krzaków wyłoniła się niska dziewczynka o długich czarnych jak smoła włosach, ubrana w średniej długości gotycką sukienkę. Jedyne czego się przeraziłem to było jej oko. Jedno czerwone drugie w kształcie zegara. Jaką magią się ona posługuje?!
-Czego chcesz. -Odpowiedziałem stanowczo, a za razem spokojnie zaś ona odpowiedziała mi w dosyć masochistyczny sposób.
-Ciebie. Chcę wiedzieć jak smakuje twoja dusza. -W tym momencie na kostkach poczułem uścisk, ktoś mnie za nie trzymał ale kto? Spojrzałem w dół, moim oczom ukazały się ręce wychodzące z ziemi. W jednej chwili zrozumiałem, że jestem w ogromnych tarapatach. Moje nogi zapłonęły i od razu kiedy ręce zniknęły to rzuciłem się na dziewczynę z zegarem w oku. Uderzyłem z całą siłą jaką zebrałem i powaliłem ją kilka metrów dalej. -Mogło pójść aż tak łatwo?-Zastanowiłem się, po czym podszedłem do ciała. Nic nadzwyczajnego, dziewczynka nie miała pulsu i leżała na ziemi z miną bólu. Otrzepałem się i z myślą iż była to tylko poszukiwana morderczyni ruszyłem przed siebie.
Nie minęło dużo czasu ponieważ spotkałem ją kilkanaście kroków dalej.
Zszokowałem się i to bardzo, dziewczyna która powinna już nie żyć stoi przede mną i śmieje się.
Kiedy odwróciłem się od razu spadłem na twarz. Dlaczego? Ponieważ, po raz kolejny dziwne duchowe ręce owinęły się naokoło mych nóg. -Odwal się..-Burknąłem nadal jedząc piasek z ziemi, zaś dziewczyna zaczęła śmiać się szaleńczo. -Nie ładnie tak uciekać przed kolacją. Ojojoj.-Odpowiedziała zbliżając się do mnie. Szybko się podniosłem i po raz kolejny rzuciłem się na dziewczynę używając płomieni najpierw na nogach później na całym ciele. Uderzyłem raz, potem kolejny, następny i znów. Meblowałem jej twarz na nowo przez kilka dobrych minut, ale tak czy inaczej skutek był taki sam. Co ją zabiłem, ona w dziwny sposób pojawiała się na nowo.
-Czym ty jesteś?-Wykrzyczałem podczas naszej ostatecznej rozgrywki, lecz dziewczyna unikając moich ataków z łatwością nic nie odpowiadała. -Kim ty jesteś! -Wykrzyczałem po raz kolejny z impetem rzucając się na czarnowłosą dziewczynę, która w tym momencie uniknęła ciosu i przybierając dziwną formę zaatakowała mnie z broni palnej. Na szczęście nie poczułem jej ataku ponieważ ogień który płonął naokoło mnie uchronił mnie przed nim.
Cały się zagotowałem, walka trwała już dosyć długo, a mi powoli kończyła się magiczna moc.
Dziewczynka unikała ataków, sama je prowokowała oraz umierała już kilkanaście razy.
Co z nią nie tak?! Ruszyłem ku niej i zrobiłem nie mały wślizg, który jak zwykle musiała uniknąć i uderzyć mną prosto o drzewo. Mimo, że na to nie wyglądało ja na prawdę poprawiłem swoje umiejętności! Ona musi być czymś nadzwyczajnym skoro w pewnym sensie przechodzi reinkarnację już kilka razy. Przez myśl przeleciała mi myśl. -Skoro nie możesz pokonać małej dziewczynki, to jak obronisz Lucy?- Krew się we mnie zagotowała i momentalnie po raz kolejny już wstając rzuciłem się na dziewczynę i z połączeniem magi Laxusa Dreya'ra oraz mojej uderzyłem w jej brzuch z całą siłą jaką byłem w stanie teraz zebrać.  Jej ciało bezwładnie odleciało kilka metrów dalej po czym dosyć szybko opadło na ziemię z wielkim hukiem. Momentalnie uderzyłem pięścią w ziemię.
-Nie poddam się.- Mimo iż całe czoło miałem zalane od potu, przez monotonną walkę dalej się nie poddawałem, wierzyłem bezgranicznie, że mam szansę na wygraną. Na wygraną z wielkim hukiem.
Moje ciągle walczące myśli przerwał głos Naomi. -Co ona tutaj robi?- Pomyślałem, ale poczułem z jej strony wsparcie kiedy przyłożyła swoją dłoń na moim lewym ramieniu.
-Nie dasz rady z nią wygrać, ona jest Bogiem Śmierci.-Powiedziała nad wyraz spokojnie, za spokojnie! Po chwili dopiero zorientowałem się co powiedziała, Bóg Śmierci? Czy to w ogóle możliwe aby tak mała dziewczynka była aż takim potworem? Jestem jedynie ciekaw z kąt Nao zna moje położenie oraz z kąt wie kim jest ten dzieciak? Odwróciłem głowę w jej stronę i ujrzałem postać pięknej małej osóbki. Długie rozpuszczone włosy, przepięknie zdobiona suknia..
-Nie będziesz więcej krzywdzić mojego braciszka..-Po raz pierwszy widziałem złość w jej oczach, a za razem przerażenie. Widać, że też nie wiedziała jak ją pokonać. Bała się śmierci. Momentalnie wstałem podpierając się moim kolanem, zakołysałem się na boki i pokazałem jej swój firmowy uśmiech zwycięstwa na co ta tylko się zarumieniła. -Moete kita Zo! -Powiedzieliśmy w tym samym momencie i zaatakowaliśmy dziewczynkę która cały czas milczała. Nao swoim ognistym pociskiem który celnie trafił w jej skroń tak jakby ją pokonała mówiąc mi iż to tylko na jakiś czas.
Wytłumaczyła mi także, że osoba z którą właśnie walczymy jest tak jakby łowcą.
Posługuje się magią pobieraną od Bogów oraz nią atakuje, różni się od użytkowników Magi Zabójców Bogów tym, że sama częściowo jest osobą wyższą. Jako Bogini Śmierci pojawia się czasami w niektórych miasteczkach i wysysa esencję życiową z przeciwnika poprzez monotonną walkę. Naomi sama nawet nie wiedziała, dlaczego wciąż żyję oraz nawet odrobinę się nie postarzałem. Kiedy zapytałem o jej strój po prostu odpowiedziała, że opowie mi po drodze.
W każdym bądź razie dziewczyna o której przed chwilą mówiłem leżała od nas dalej więc mieliśmy okazję na szybką ucieczkę. Momentalnie złapałem za plecak i ruszyłem za już biegnącą Nao.
-Chwilę wcześniej zapytałeś mnie o ten strój..-Rozpoczęła rozmowę z uśmiechem który pokierowała w  moją stronę, a po chwili ślicznie zdobiona biało czarna suknia zniknęła zaś moja siostra była ubrana w swój standardowy strój czyli bordową koszulkę oraz czarne ogrodniczki. Spięte włosy w dwa kuce oraz buty także. Spojrzałem na nią i od razu zacząłem się dokładnie wsłuchiwać w to co mówi.
-Kiedy nagle zniknąłeś ja też rozpoczęłam swój trening, chciałam nauczyć się większej ilości zaklęć oraz bardziej kontrolować swoją magiczną energię. Raz podczas treningu z panem Laxusem..-W tym momencie nie mogłem się opanować i wykrzyczałem w jej stronę z gwiazdkami w oczach.
-Trenowałaś z Laxusem!? To znaczy, że ja też mogę! -W tym momencie dostałem z jej ognistej pięści w głowę. Potwornie zabolało, jedyne co mogłem zrobić to nadal się przysłuchiwać i głaskać się po ogromnym guzie.
-Ehh nic się nie zmieniłeś, braciszku.-Westchnęła, a po chwili zaczęła kontynuować. -Podczas treningu zaczęłam odczuwać coś dziwnego. Raz dosłownie raz podczas medytacji otworzyłam oczy i zauważyłam nowy strój. Kiedy powiedziałam o tym mistrzowi to on odpowiedział mi, że Levy san kiedyś o tym czytała. W każdym razie jest to transformacja smoka. Można powiedzieć, że jest trochę silniejsza od zwykłego Dragon Force, ale nadal nie mam jej do końca opanowanej. -Po raz kolejny jej przerwałem, taki nawyk. -Czyli można jeszcze ulepszyć Moc Smoka?-Odpowiedziałem, z nutką nadziei w głosie, a ta tylko pokiwała głową i kontynuowała.
-Tak jak już mówiłam, Transformacja jest o wiele silniejsza od Smoczej Siły. Kiedy się ją w pełni opanuje można być według panienki McGardeen niepokonanym Smoczym Zabójcą. Ponoć opanował ją tylko Acnologia i to w pełni. Zastanawiam się czy ty też miałeś jakieś oznaki transformacji..-Kiedy Nao przyłożyła dłoń do podbródka zacząłem się zastanawiać. Prawdę mówiąc w ciągu całego mojego treningu poczułem ogromny dopływ mocy, nawet ulepszyłem swoje drugie źródło magiczne.
-Raczej nie..zapomniałem się ciebie zapytać, gdzie idziemy.-Zaśmiałem się odganiając od siebie myśli. To było nasze pierwsze spotkanie po roku więc myślałem, że moja kochana siostrzyczka ugotuje mi coś dobrego. Po chwili oberwałem z otwartej dłoni w policzek, chyba zauważyła że się śliniłem na myśl o jej cudownie pachnącym jedzeniu. Znowu to zrobiła.. -Natsu musisz się kontrolować!-Powiedziała dumnie ciężko wzdychając. -Zabieram cię do gildii, chyba chcesz zobaczyć się z Lucy prawda? -Dopowiedziała, zaś ja usłyszałem tylko imię złotowłosej księżniczki którą pozostawiłem samą sobie na cały rok. Momentalnie zrobiłem się smutny, z jednej strony chciałem tam pobiec jak najszybciej. Przytulić ją, pocałować... zaś z drugiej bałem się jej wrogiej postawy jaką mogła nabrać podczas mojego niebytu. Wahałem się, pierwszy raz w życiu.
Z natłoku okropnych myśli wyrwała mnie siostra, która z całej siły pociągnęła mnie za dłoń.
Nawet się nie spostrzegłem, a już byliśmy przed gildią której nie widziałem bardzo długo.
Przed gildią w której spędziłem wiele lat...Do moich oczu napłynęły łzy które starłem rękawem płaszcza. -Nie wiedziałam, że jesteś takim mazgajem braciszku. -Jej małemu szyderczemu uśmiechowi towarzyszył biały patyczek po lizaku. -A ty nie poszłaś na odwyk? Cały czas połykasz te lizaki. -Zaśmiałem się, po chwili zobaczyłem na jej twarzy pulsującą żyłkę oraz pięść która kierowała się do mojego podbrzusza. Kiedy odskoczyłem przewróciłem się i wpadłem prosto na drzwi które pod naciskiem mojego ciała otworzyły się, a ja upadłem twarzą na deski.
-Miło mi jestem termit Natsu zaraz zjem wasz dom!-Zaśmiałem się do siebie. Zdziwiło mnie jedno, nie słyszałem żadnych krzyków, obijanych kufli z piwem oraz latających krzeseł czy stołów.
Dopiero kiedy wstałem i spojrzałem do wnętrza budynku, ujrzałem wszystkich magów...wszystkich przyjaciół którzy stali jak wryci. Jakby zobaczyli ducha. Niestety nigdzie nie widziałem Lucy, czyżby już wyszła? Pierwsza przywitała mnie Tytania swoim standardowym przytuleniem zbrojnym. Czy jej zbroja nie zrobiła się twardsza przez ten rok? Oby nie, ponieważ następnym razem połamie mi czaszkę. Kolejni byli Jet i Droy którzy dosłownie płakali mi przy nogach. Później nawet Gray ze swoim standardowo zimnym powitaniem, następnie mała Wendy która przytuliła mnie w pasie oraz Mirajane i Juvia tulące się do moich ramion. Dostrzegłem, że Fullbuster zrobił się bardziej zazdrosny o swoją kobietę niż był kiedykolwiek wcześniej.
-Wiecie gdzie jest Lucy?-Zapytałem z nadzieją w głosie, Erza tylko pokręciła głową przez co posmutniałem. No tak, Heartfilia pewnie wyjechała albo robi coś innego.
-Salamandrze! Nareszcie wróciłeś! Znudziły mi się ciągłe walki z tą zamrażarką więc proszę cię zostań tu. -Z ni kąt pojawił się metalowy Gajeel, który depresyjnie błagał mnie o zostanie.
Czy tylko ja tutaj byłem jedyną osobą która znosiła okresowe humorki tej mrożonki? Najwyraźniej.
W pewnym momencie poczułem zapach złotowłosej księżniczki...ruszyłem w stronę woni i po chwili znalazłem się pod skrzydłem szpitalnym. Moją głowę zaczęły zaprzątać przerażające myśli, może coś jej się stało? Znów ktoś ją skrzywdził? Skaleczyła się? Złamała coś? Moje serce zaczęło nieubłaganie szybko bić. Ledwo otworzyłem drzwi po czym wszedłem do pokoju w którym leżał jedynie Elfman mówiąc iż Evergreen zbiła go wachlarzem na targu. Westchnąłem i wychodząc z pomieszczenia zamknąłem drzwi. Widzę, że nie tylko Gray jakoś przystosował się do życia z denerwującą kobietą.
Pomyślałem, że najpierw się napiję a później polecę do domu Lucy i tak jak zawsze wejdę do niej przez okno witając się. Po chwili zastanowienia ruszyłem ku barkowi przechodząc koło nowo postawionego okna. Słysząc jej niebiański głos ustałem nieruchomo, a oczy mi się zaszkliły.
-Czekałam na Ciebie.-Kiedy odwróciłem głowę w prawą stronę ujrzałem jej czekoladowe oczy, z których sączy się wodospad łez radości jak i dumy. Tak długo jej nie widziałem.


  "Fairy Tail.. ich bronią nie jest magia, ale niesamowita wiara, którą potrafią zamienić w najniebezpieczniejsze ostrze.. ''

4 komentarze:

  1. Super rozdział :D
    Zaraz Sasha z Qwaser of Stigmata jako przyrodni brat Lucy, no nie mogę, uwielbiam tego dzieciaka <3 Ale szkoda, że Lucy go tak zbiła ;-; Mam nadzieję, że wyzdrowieję :3
    Natsu! Natsu wreszcie wrócił! I spotkał się z Lucy...jak ja lubię tą końcówkę :)
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie WOW
    To chyba twój najdłuższy rozdział i mówię teraz serio, czytam i czytam i końca nie ma.
    Albo tylko mi się tak wydaje przez ten czas, który mnie nie było i nie czytałam za co WIELKIE GOMENASAI!!!!!!!!!!!!!
    Ale obiecuje teraz wezmę się ostro do roboty w nadrabianiu :)
    Ale to w sumie super bo historia nie kończy się tak szybko :D
    Co do samego teksu jest genialny
    Kocham to jak przedstawiasz historię jako różne osoby
    Plus nowi wrogowie, nowe moce to wszystko jest po prostu genialne
    Walka Natsu i Naomi z Bogiem, genialna.
    Uwielbiam to w jaki sposób opisujesz każdą walkę, nie pomijasz tego tylko opisujesz każdy szczegół.
    Co do Lucy i jej walki AWW
    Do tego jeszcze przyrodni brat, Layla, która zabiła jego matkę i znów nie wiadomy ojciec jesteś NIEZIEMSKA W POMYSŁACH
    Walka i demoniczna Lu <3
    Ale dobra bo się zbyt rozpisze
    I na koniec w końcu ich spotkanie
    Aww no weź, aż łzy poleciały to takie słodkie było :3


    Powodzenia i WENY, bardzo dużo WENY siostrzyczko bo wiem ze Ci się przyda <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawaii!!! Natsu nareszcie tak mi bylo przykro!!!
    Rozbroilas mnie tym wspanialym rozdzialem wiec wybacz mi to ale nie mam weny na komenty
    Przesylam pozdrowienia i wene Lusia

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie Ci idzie, ale mimo słodkich scen... nie za bardzo mnie pochłonęło to opowiadanie, więc chyba sobie odpuszczę dalszą część. Nie przypadło mi do gustu (tylko tyle). Trzymaj tak dalej, rozwijaj się, a osiągniesz sukces.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Proszę o zostawienie chociaż małego komentarza.
Dla Ciebie to zaledwie minutka, dla mnie to sprawdzenie czy moja praca nie idzie na marne. Lubię czytać wasze opinie nawet jeśli czasem mieszają mnie jako autorkę z błotem. Onegai :)

Szablon wykonała Domi L